Stałam
właśnie przed ostatnimi drzwiami. Bez chwili wahania otworzyłam je i
przedostałam się na wybrzeże. W przeciwieństwie do poprzednich miejsc, w
których byłam, tutaj otaczały mnie wręcz tłumy ludzi. Każdy przyszedł
na plażę aby prawdopodobnie po prostu spędzić wolny czas. Zaniepokoiło
mnie jednak to, że jak się później okazało była godzina 13:30, a nadal
panował zmrok. Aczkolwiek nikomu nie przeszkadzał ten fakt i tylko ja
jedyna dziwiłam się jak tak może być. Zdjęłam swoje adidasy i szłam
wzdłuż brzegu morza. Idąc tak bez celu dotarłam do małej rezydencji
otoczonej ze wszystkich stron różnymi ogrodami. Postanowiłam poszukać
tam czegoś ciekawego. Podążałam niepewnie przez wąską dróżkę gęsto
obrośniętą po bokach pnączami oraz kwiatami dzikiej róży. W końcu
zauważyłam nieopodal wejście do białego pałacyku. Gdy otworzyłam drzwi
nagle ujrzałam przed sobą chłopaka o czarnych włosach sięgających mu do
ramion. Ubrany był w ciemną koszulę oraz oliwkowe spodnie.
-
Przestraszyłeś mnie- cofnęłam się kilka kroków w tył, a moja twarz
momentalnie poczerwieniała z zawstydzenia. On jedynie uśmiechnął się i
zaprosił mnie do środka. Czas spędziliśmy na balkonie, który
przyozdobiony był różnymi pnączami. Mięliśmy widok na morze oraz plażę i
tak rozmawialiśmy bardzo długo.
- Właściwie
dlaczego o takiej porze nadal panuje zmrok?- spytałam. Brunet jakby
posmutniał i przez chwilę namyślał się, co mogłoby być najlepszym
wyjaśnieniem.
- Ponoć
nadzieja umiera ostatnia... nadzieja na wschód słońca. Problem w tym, że
jeśli na czymś za bardzo zależy, to wszystko czuje się dwa razy
mocniej. Haeven, tutaj nie ma nadziei na świt. A ja żyję w ciągłej
rutynie uświadamiając sobie jak wielkim byłem głupcem wierząc w lepszą
przyszłość. Poddałem się i przywykłem do tego.
- Lecz w
życiu istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. Bez
względu na to, pod jaką postacią ukryta byłaby twoja nadzieja. Należy
walczyć o lepszą przyszłość... o wschód słońca.
Nawet nie
zauważyłam jak łzy zaczęły powoli spływać mi po policzkach. Słowa
wypowiedziane przeze mnie miały sens, lecz z drugiej strony były one
częściowo sprzeczne do moich przekonań. Tym samym zaprzeczyłam swoje
wcześniejsze mylne twierdzenie, ponieważ dopiero teraz miałam rację i
zdałam sobie z tego sprawę. Przecież tak często tracimy nadzieję na
lepszą przyszłość, gdyż przedwcześnie uznajemy coś za stracone. Cały
czas popełniamy ten sam błąd. Nieznajomy zaprosił mnie do uczty, a nie
wypadałoby odmówić.
- Dlaczego tak bardzo chciałbyś zobaczyć wschód słońca?
- Ponieważ
jest to dla mnie symbol nadziei, którą z czasem utraciłem. Niespełnione
marzenia, wielkie ambicje, to wszystko kryje się pod banalnym wschodem
słońca. Gdyby kiedyś nastał świt byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na
tej ziemi. Mówię to od siedmiu lat, gdy kiedyś zobaczyłem jak jest w
świecie panowania słońca. Wtedy pojawiła się ta dziwna idea. To może
dotyczyć każdego człowieka, wszyscy bowiem mają jakieś nadzieje w swoim
życiu, mniej lub bardziej realne.
***
Wracając do
przejścia powrotnego, które znajdowało się gdzieś na plaży spostrzegłam
coś dziwnego. Znad horyzontu bardzo powoli zaczęło wyłaniać się słońce.
Cóż za zbieg okoliczności, nieznajomy chłopak zapewne teraz widzi ten
sam widok, co ja. Pomyślałam o nim i zatrzymałam się. Ten wschód słońca
był taki inny niż zazwyczaj w moim świecie. Mocno czerwony, wręcz
purpurowy odcień otaczał okolice, a gdy słońce wyszło znad horyzontu w
pewnym momencie zatrzymało się i pozostało tak nie zmieniając położenia.
Wtem pomyślałam, że mam jeszcze trochę czasu na powrót i udałam się do
pałacyku ,,człowieka z nadzieją". Weszłam tam bez pukania, ponieważ
chciałam zobaczyć się z nim natychmiast. Był jak zwykle na balkonie i
wpatrywał się w niesamowity blask czerwieni na niebie. Oboje
milczeliśmy, lecz to nam jak najbardziej wystarczyło.
- Świt w
moim świecie można zaobserwować raz na 468 lat. Czekałem na taki
widok...tak długo czekałem- powiedziawszy to chłopak zamknął oczy i
oparł głowę na moim ramieniu. Przestał reagować na cokolwiek...po prostu
zasnął ufając mi i zostawiając świat z nadzieją na lepszą przyszłość.
Po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. Wiedziałam, że mój czas tutaj
skończył się właśnie teraz, lecz chciałam pozostać przy tobie-
,,człowieku z nadzieją". Wtem uświadomiłam sobie kim jesteś, tak
właśnie... tym, do którego zwracam się pisząc tę historię. Wtem i ja
zasnęłam spoglądając już ostatni raz na tamten niesamowity wchód słońca,
którego nigdy wcześniej nie widziałam. Wyimaginowana rzeczywistość,
która tkwi jedynie w naszej podświadomości, nie czułam się dobrze między
realiami, a moją wyobraźnią. Są to dwie różne skrajności, jakby zupełne
przeciwieństwa siebie, lecz jedno pomagało mi zrozumieć drugie. Właśnie
w tym momencie musiałam opuścić swoją wyśnioną tułaczkę po świecie
niemożliwym.
***
Obudziłam
się pośród turkusowych krzewów oraz przy niewielkim strumyku. Dookoła
mnie znajdowały się ogromne grzyby, które świeciły się i błyszczały
swoim dziwnym blaskiem...chwila, znam to miejsce! To tutaj trafiłam gdy
spadłam z łóżka i to tutaj zobaczyłam tajemniczego chłopaka w kapeluszu,
który zaprowadził mnie do chatki. Był on również tym razem. Siedział na
skale i przygrywał cichutko na skrzypcach, a za nim wznosił się gdzieś w
oddali księżyc. Gdy zauważył, że otworzyłam oczy skończył grać i
podszedł bliżej. Zdjął swój kapelusz, z którego wyskoczył królik, a po
czym zaczął patrzeć mi prosto w oczy. To byłeś ty, znów osoba, do której
zwracam się w tej historii.
- JaeJoong- odparłam nieśmiało.
Nic nie
odpowiedziałeś, jedynie westchnąłeś. Wiedziałam, że ukrywałeś jakieś
emocje. Po chwili jednak przerwałeś nasze milczenie:
- Nie
poznałaś mnie... a to ja byłem wszystkimi pięcioma osobami, które
towarzyszyły ci podczas twojej wędrówki. Każdy nieznajomy posiadał jakąś
historię, która była powiązana z moim, jak i z twoim życiem. Blondyn
posiadał jedynie szczęście materialne, czyli coś, co jest zbyt małe aby
je osiągnąć. Szczęście materialne mentalne jest ważniejsze ponad
wszystko, lecz niektórzy zastępują je sobie czymś, co może być łatwo
dostępne. Uczyłem się na własnych błędach, a kiedyś pojęcie prawdziwej
radości zostało przyćmione przez dobra materialne. Później zacząłem
rozumieć, że nie na tym polega sens mojego życia. Przekonałem się na
jakiej zasadzie mogę być osobą waleczną. Będąc człowiekiem o długich
włosach doszedłem do wniosku, że najsilniejsza jest nasza inteligencja,
nawet, jeśli ciało byłoby słabe. Później nadeszło cierpienie, mimo to
wiedziałem, że nigdy się nie poddam. Z drugiej strony odczułem
bezradność gdy nie mogłem pomóc innym przetrwać ten gorzki smak
cierpienia. Nie wiem, co bardziej mnie bolało- bezradność czy wyrządzone
mi krzywdy. Następnie życie pokazało mi czym jest czas. Dla każdego
oznacza coś innego. Poza tym dochodzi kwestia ludzkiej śmiertelności,
gdzie dusza będzie żyć nadal bez względu na czas. To jedynie rzeczy
przyziemne takie jak ciało odchodzą w zapomnienie. Nauczyłem się
również, że nadzieja nadaje sens naszemu życiu. Zawiedzie nas zapewne
nie raz, lecz jest potrzebna aby wierzyć w siłę swoich oczekiwań
względem naszej przyszłości. Później poznałem dziewczynę imieniem
Haeven... ale ty mnie nie poznałaś. Znalazłaś mnie dopiero w ,,człowieku
z nadzieją". Często pytałaś się czy narysuję twój świat z mojej
perspektywy, ale nie potrafiłem przedstawić tego w takiej postaci. To,
co widzisz teraz obrazuje wszystko, czego narysować nie byłem w stanie.
Według mnie jesteś jedyną osobą, która zna moją duszę aż za dobrze. Twój
świat to surrealistyczny sen, do którego wracasz bardzo chętnie, aby
twoje prawdzie życie nie stało się koszmarem.
,,Liczyłam na to, ze pokażesz mi swój świat, lecz najwyraźniej jest on dla mnie niedostępny."
- Przedstawiłem ci swoją duszę, a ty mnie nie poznałaś.
- Zawiodłeś
się na mnie. Oczekiwałam od ciebie czegoś wielkiego, lecz nie
spodziewałam się, że twój świat będzie tak daleki od mojego. Więc czy
znam cię dobrze? Czy to ma sens?
Spuściłam
głowę w dół i zaczęłam się powoli oddalać. Nagle złapałeś mnie mocno za
nadgarstek, a następnie przyciągnąłeś do siebie. Poczułam się nieswojo.
Słyszałam jak cicho szepczesz mi do ucha moje imię, ale nadal nie
reagowałam.
- Haeven... a kim ja jestem dla ciebie?
-
Uzależniłam się- rzekłam prawie niedosłyszalnie, chociaż ty zdawałeś się
mnie zrozumieć. W tej chwili potrafiłam wyczytać z twoich myśli
wszystko- zwątpienie, strach, zdezorientowanie. Nie zdołałam wydobyć z
siebie już ani jednego słowa. Przecież znałam cię tak dobrze... coś
przyćmiło moją uwagę gdy znajdowałam się pomiędzy pięcioma różnymi
światami. A nieśmiałość sparaliżowała mnie do tego stopnia, gdzie nie
potrafię wyrazić swoich prawdziwych uczuć, które tłumię już tak długo.
Zdajesz się być uwięziony w moich pełnych nadziei snach.
- Co jest w
tobie aż tak mocnego, że wywarło we mnie tyle uczuć? Kim jesteś, jeśli
nie można o tobie przestać myśleć? Ja również zostałem zatruty
uzależnieniem od ciebie. Jeżeli rozumiemy się bez słów... proszę, niech
ta chwila trwa wiecznie.
Dla mnie
czas zatrzymał się właśnie teraz. Czy żyłam realiami? To było mało
istotne, wierzyłam, że nie pozostaniesz taki tylko w moich snach.
Gdy krople deszczu obmyły nasze twarze...
Powoli zamykałam oczy...
A deszcz nadal padał...
Jeśli jutro nie wyjdzie słońce...
Jeśli jutro ziemia nie obudzi się do życia...
Jeśli jutro nie wybudzę się ze snu...
...Bądź przy mnie.
A gdyby jutra nie było...
...Nadal będziemy tańczyć wśród kropel deszczu.
Właśnie tak, jak teraz.
Nadal będziemy czuć ciepło naszych ust...
Nadal będziemy żyć w mojej duszy.
Koniec
Przepraszam, było więcej zdjęć, jednak po skopiowaniu nie pojawiły się -.- *klik*