Więcej prac tej autorki znajdziecie na jej własnym blogu:
GREEN DREAMS OF KPOP
Jeszcze raz gratuluję zdobywczyni i zapraszam do lektury ^^
Bohaterowie:
Od autorki:
Do napisania
,,In your soul" zainspirowała mnie po części ,,Alicja z krainy czarów".
Trudno jest dotrzeć do czyjejś duszy, a przecież każdy napotkany
człowiek coś kocha, czegoś się boi i coś stracił. Opowiadanie ma głównie
przedstawić sens ludzkiej utopii, czyli miejsca w naszej duszy, gdzie
nikt inny poza nami nie może go zobaczyć. Miejsce niemożliwe i
doskonałe, gdzie żyje ten, kogo nasza wyobraźnia stworzyła. Utopia to
Twoja fantazja, w której jesteś władcą.
Znów
wróciłam do moich surrealistycznych snów. Kim w zasadzie dla mnie
jesteś? A może raczej kim ja jestem dla ciebie? Kiedyś ,,prawdziwy ty"
dla mnie byłeś tylko w moich snach. Zaczęłam bać się kiedy całkiem na
serio czytałeś mi w myślach. Sądziłam, że...pozostaniesz taki tylko w
moich snach. Tam mógłbyś być dla kim kim tylko bym chciała, nawet koniem
czy wilkiem. Jednakże jak jest w rzeczywistości? Myślałeś o tym dość
długo, chciałeś tego tak samo, jak ja. I dlatego coś się zmieniło.
Jesteśmy dla siebie innymi ludźmi niż w rzeczywistości, choć w moich
snach byliśmy nimi od całkiem długiego czasu. I to właśnie nie mieści mi
się w głowie.
,,Narysuj mnie. Narysuj moje życie".
Słysząc te słowa wypowiedziane przeze mnie zawsze wzruszałeś ramionami i
obojętnie czekałeś, aż zmienię temat. Raniłeś mnie takim zachowaniem,
lecz starałam się nie ujawniać swoich prawdziwych uczuć. ,,Narysuj
tak, jak sobie mnie wyobrażasz. Twoje dzieła są piękne, więc wiem, że
potrafisz. Jak wygląda moje życie z twojej perspektywy? Wiesz, że jestem
tego bardzo ciekawa. Tak dobrze mnie znasz, jesteś moim przyjacielem".
Znów cisza. Zdawałeś się nawet nie zwracać uwagi na moje słowa.
Wracając do domu zastanawiałam się w czym tkwił problem. Owszem, jesteś
zamknięty w sobie i czasem trudno do ciebie dotrzeć, lecz mnie zawsze
witasz z szerokim uśmiechem na twarzy, potrafimy rozmawiać bez końca.
Nie wymagam wiele, liczyłam na to, że mnie zaskoczysz, ponieważ znamy
się już naprawdę długo i tylko dla mnie zdołałeś się otworzyć. Gdy
milczałeś doprowadzałeś mnie wewnętrznie do szału. Widziałam obojętność w
twoich oczach, której wcześniej nie było. A może to tylko mylne
wrażenie? Liczyłam na to, że pokażesz mi swój świat, lecz najwyraźniej
jest on dla mnie niedostępny. Pogodziłam się z tą myślą.
Pogrążając
się w swoich wybujałych snach szłam przed siebie na jakimś pustkowiu.
Później usiadłam na kamieniu i wpatrywałam się w zachodzące słońce. Wtem
moją chwilę rozmarzenia przerwał królik, który przemknął mi przed
nosem. Zaczął prowadzić mnie w kierunku lasu. W gęstym buszu dostrzegłam
ciebie i zapominając o uciekającym króliku podeszłam bliżej. Poczułam
ciepły dotyk twoich dłoni. Byliśmy teraz tak blisko...naprawdę blisko.
Wystarczyło tylko unieść głowę...nie, nie zrobię tego. Ogarnęła mnie
niepewność, a czując twoje perfumy myślałam, że zaraz oszaleję. Czy to
na pewno sen? Moja głowa odmówiła mi posłuszeństwa i sama uniosła się ku
górze, a ty tylko czekałeś na ten moment, gdy nasze usta będą tak
blisko siebie. Zamarłam. Twoja perfekcyjna pewność siebie coraz bardziej
mnie onieśmielała. To ciepłe muśnięcie ust rozpuszczało moje lodowate
serce.
- Nie
uciekaj. Nawet nie masz dokąd- ostatnie zdanie wypowiedziałeś innym niż
zazwyczaj tonem, przez który miałam ciarki na plecach. Wiedziałam
jedno- to był jedynie mój sen, nic do mnie nie czujesz na jawie. Chyba,
że potrafisz czytać mi w myślach... Nagle znów ujrzałam w głębi lasu
tego samego białego królika. A ty zniknąłeś zostawiając mnie samą.
Udałam się w pościg po raz drugi, byłam już coraz bliżej, w końcu mogłam
złapać ,,uciekiniera". Jeszcze tylko kilka sekund, nie chcę uciec od
tego snu. Po chwili poczułam, ze unoszę się nad ziemią. Ogromna lekkość,
jakże szybki upadek.
Nagle
obudziłam się cała mokra, była godzina 2 w nocy. Gdy wstałam z łóżka
poczułam, że ziemia pode mną zaczyna się zapadać. Wydawało mi się,
jakbym właśnie spadała do studni bez dna. W końcu wylądowałam na niezbyt
miękkim podłożu. Po chwili wstałam i zaczęłam rozglądać się po okolicy.
Zauważyłam tego samego białego królika, który wskoczył do kapelusza
nieznajomego bruneta. Ubrany był w czarny długi płaszcz przewiązany w
talii granatowym pasem.
Dookoła
niego znajdowały się grzyby ogromnych rozmiarów, które świeciły się i
błyszczały swoim dziwnym blaskiem. Były wyższe ode mnie, a wyglądały
niesamowicie komponując się z oddalonym księżycem. Kiedy chłopak
zauważył mnie poszedł wzdłuż jednej spośród wielu ścieżek. Postanowiłam
podążać za nim. Chowałam się wśród turkusowych krzewów, na których rosły
nieznane mi owoce przypominające po części poziomki, lecz nie będące
nimi. Nieznajomy dotarł do małej chatki, która wyglądała jak wielki
muchomor. Aby tam dotrzeć musiałam przedostać się przez grubą warstwę
przeróżnych drzew i krzewów. W końcu dogoniłam go i niepewnie weszłam do
środka. Chłopak zniknął mi z oczu, a ja znajdowałam się na korytarzu,
gdzie dominował kolor czerwony. Dookoła mnie ze wszystkich stron
widniały drewniane drzwiczki. Wybrałam pierwsze lepsze z nich i
niepewnie poszłam przed siebie. Było to bogato zdobione pomieszczenie. W
centralnym miejscu znajdowała się toaletka, a dookoła niej białe brawie
całkiem przezroczyste zasłony. Po prawej stronie wielka szafa, a po
lewej lustrzana ściana ozdobiona diamentami. Nagle zza gęstej warstwy
zasłon wychylił się nieznajomy chłopak o platynowym kolorze włosów.
Ubrany był w fioletową koszulę w kratę oraz ciemne spodnie. W tym
bajkowym świecie wyglądał jak normalny człowiek.
Widząc mnie zrobił krok w tył, a jego wargi zaczęły drżeć.
- Człowiek...- rzekł wystraszony.
- Owszem, człowiek. Chyba się zgubiłam.
Blondyn coraz bardziej oddalał się ode mnie, aż w końcu schował się za zasłonami.
- Spokojnie, nie jestem niebezpieczna.
- Ale tyś
człowiek!- wychylił się powoli z warstwy białych zasłon- Myślałem, że
jesteś jedynie moim omamem, lecz nie! Prawdziwe dziewczę wstąpiło w moje
skromne progi!- teraz nie krył ekscytacji, a jego wszelkie obawy
odeszły w zapomnienie. Pełen zachwytu wskazał, abym usiadła przed
toaletką, a później zaczął przyglądać się moim włosom. Dwa przednie
kosmyki upiął niebieską małą kokardką z tyłu głowy. Następnie nałożył na
całą powierzchnię moich włosów jakieś klarowne serum, po którym w
mgnieniu oka były one poskręcane niczym spiralki z podwójnie zwiększoną
objętością. Później otworzył ogromną szafę i wyciągnął z niej bogato
zdobioną czarną suknię z mnóstwem falban oraz innych dodatków. Kiwnęłam
przecząco głową protestując założenia jej na siebie. Wyciągnął kolejną
kreację- podobną do poprzedniej z ogromnym przepychem dodatków. Widząc
moją zniesmaczoną minę tym razem dał sobie spokój. Jego kokieteryjna
postawa była lekko irytująca. A może odniosłam mylne wrażenie?
- Piękno
zewnętrzne jest równie ważne, jak to wewnętrzne, ponieważ jedno obrazuje
drugie. Lecz prawdziwe szczęście nie jest ukryte w żadnym
pięknie...kiedyś się myliłem...dlatego ty nie popełniaj tego samego
błędu, co ja- rzekł do mnie nieznajomy.
Nagle prawie wszystko dookoła nas zaczęło powoli się kurczyć- ściany, meble, ozdoby. Blondyn kontynuował:
- Szczęście
jest dla mnie zbyt małe, abym mógł je osiągnąć. Zwracał uwagę głównie na
piękno wewnętrzne, ponieważ ono pokaże ci jacy ludzie tak naprawdę są.
Ja muszę odpłacić za swoje winy, a raczej za moją kokieteryjną postawę.
Ty uciekaj, póki jeszcze zdołasz przedostać się przez drzwi-
powiedziawszy to wskazał mi wyjście.
Uciekłam na korytarz. Westchnęłam obawiając się dalszego przebiegu wydarzeń i otworzyłam nieśmiało kolejne drzwi.
Mym oczom
ukazała się okrągła arena. Znajdowałam się w jej samym centrum, a
przejście powrotne, które przed chwilą było za mną zniknęło. W moim
kierunku zaczęła pędzić przeraźliwa bestia przypominająca po części lwa.
Byłam niczym niewolnik skazany na pożarcie przez dzikie zwierzęta.
Bestia o czerwonych oczach nagle momentalnie zatrzymała się w miejscu.
Wtem obok mnie znalazł się nieznajomy chłopak o długich brązowych
włosach oraz ciemnych oczach, ubrany w czarne szaty. Mądre i niezwykle
charyzmatyczne spojrzenie, które kryło w sobie wiele zagadek. Wyglądał
niczym wojownik.
Nie patrząc
na mnie ani razu podszedł bliżej zwierzęcia. Ukucnął przy nim, następnie
dotknął jego lwiej grzywy i pogłaskał. To był niesamowity widok.
- Jesteś silniejszy ode mnie, lecz duszę mamy tak samo waleczną- rzekł długowłosy.
Człowiek
oraz krwiożercze zwierzę, wyglądali teraz jakby byli braćmi i mogli bez
problemu się komunikować. Szatyn wstał i podszedł do mnie.
- Zwierzę
nie jest niczemu winne. Walczyć nie potrafię wobec czyjejś duszy,
ponieważ duch jest nieśmiertelny. Nawet, jeśli ciało może być słabe,
prawdziwa istota w nas, jaką jest dusza przetrwa wszystko. Waleczność
naszej mentalności wynika z inteligencji, nie z czegoś, co szybko może
przeminąć. Mając taką świadomość jestem gotów służyć ci z pomocą przez
twoją dalszą tułaczkę po tym świecie.
Jego filozoficzne podejście do odwagi wywołało u mnie zachwyt, a zarazem ja sama chciałabym być tak opanowana, jak on.
- Dziękuję za twoją troskę oraz te piękne słowa, aczkolwiek aby bardziej poznać siebie muszę teraz podążać w samotności.
Chłopak
tylko przytaknął na znak, że akceptuje moją decyzję. Pojawiły się za mną
mahoniowe drzwi, przez które mogłam przejść do punktu wyjściowego.
Cóż
przyniesie mi kolejne przejście? Zaczęłam obawiać się coraz bardziej,
lecz wiedziałam, że muszę być silna. Odwaga nie pozwalała mi stać
bezczynnie w miejscu. Chwyciłam za klamkę kolejnych drzwi. Znalazłam się
w jakiejś katedrze. Zwiedzanie jej zajęło mi bardzo dużo czasu, lecz
jak na złość nie znalazłam ani jednej żywej duszy. Wszystkie
pomieszczenia prawie nie różniły się od siebie. Stwierdziłam, że nie ma
tu nic ciekawego i zaczęłam kierować się ku wyjściu. Zauważyłam jednak,
że w lewym skrzydle ogromnej katedry są zapalone świeczki. Nie byłam
tam, więc postanowiłam wznowić poszukiwania. Drzwi do głównej hali
zdawały się same mi otworzyć i ot zobaczyłam coś, co wzbudziło we mnie
lęk. W centralnym miejscu umiejscowione było potężne koło, a do niego
przywiązany łańcuchami nieznajomy człowiek.
Ciemne
włosy, czerwone oczy, usta zakryte żelazną maską z kolcami. Po chwili
wrócił do mnie rozsądek, który został przyćmiony na moment przez obawy, a
może raczej bezradność. Mimo wszystko podeszłam bliżej ,,więźnia".
Patrzył mi teraz tak głęboko w oczy próbując odczytać jakby kod mojej
duszy. Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Chłopak zaczął szarpać
się z łańcuchami oraz żelaznymi przykuciami do koła. Ku mojemu
zdziwieniu, nagle rozległ się huk upadającego na ziemię ciężkiego
żelaza. Nieznajomy był wolny. Tylko co w tym momencie dodało mu tak dużo
siły? Zaczął powoli zdejmować kolczastą maskę zakrywającą mu usta. Jego
twarz była popękana, a oczy przekrwione ze zmęczenia. Zastanawiałam
się nad tym wszystkim, co właśnie miało miejsce, aż po chwili poczułam
na swoich dłoniach czyiś ciepły dotyk. Chłopak nieśmiało uśmiechnął się
do mnie, lecz jego wzrok był nadal zmęczony oraz przepełniony trwogą.
Moment później objął swoimi dłońmi moją twarz i oboje zamknęliśmy oczy.
Czułam jak potrafię czytać mu w myślach tak, aby nie zostały
wypowiedziane zbędne słowa. Jesteś kimś, kto czekał na człowieka z
zewnątrz pozbawionego nienawiści. Byłeś w stanie znieść najgorsze
cierpienie, ponieważ wiedziałeś, iż dobrowolne odejście od świata
śmiertelników byłoby ucieczką od sensu prawdziwej ludzkiej egzystencji.
Masz rację, cierpienie to nasza zmora i przeciwieństwo szczęścia,
którego przecież tak bardzo pożądamy. Kiedy ludzie zadawali ci każde
kolejne rany, ty twierdziłeś w zaparte, że każdy człowiek jest dobry
mimo wszystko. To świat kształtuje nas w różnych kierunkach, lecz każdy
urodził się pozbawiony tej nienawiści. Czasem mówią ,,bądź sobą",
podczas gdy każą być innym. Oczekują od nas idealności, która nie
istnieje. Więc w takim razie kim jest prawdziwe ja? To, kim jestem, a
nie to, co ze mnie uczyniono. Chciałeś, abym uwolniła cię z tego
świata... a ja musiałam odmówić patrząc ci prosto w oczy. To przykre,
gdy nie jesteśmy w stanie pomóc osobom, które dużo w swoim życiu
przecierpiały i muszą uporać się z tym same. Musiałam powrócić sama,
takie było jedyne prawo mojej tułaczki po tym fantazyjnym świecie.
Ciężko było mi rozstać się z nieznajomym. Jak bardzo gorzki jest smak
bezradności... Niechętnie przeszłam do punktu wyjściowego i chwyciłam za
kolejną klamkę.
Było to
jakieś wyniszczone pole. Własnie zaszło słońce, a dookoła mnie jak
zwykle nie było ani jednej żywej duszy. Wiatr wiał z ogromną siłą
roztrzepując moje włosy i układając je na wszystkie strony świata. Z
trudem podążałam przed siebie. W ten oto sposób pokonałam naprawdę dużo
drogi i wydawało mi się jakbym szła tak w nieskończoność. Czas
autentycznie zatrzymał się dla mnie waśnie teraz. Mogłam nawet
twierdzić, że upłynęła wieczność, gdy tak naprawdę nie minęła ani jedna
minuta. Idąc tak coraz wolniej przez pole oraz tracąc siły zauważyłam na
horyzoncie kolejną katedrę.
- Nie mogłam
się tam od razu znaleźć?- rzekłam do siebie pełna rozczarowania i
poszłam w kierunku starego budynku. Gdy nareszcie udało mi się tam
dotrzeć otworzyłam ciężkie skrzypiące drzwi. W środku znajdowały się
ogromne witraże, gdzieniegdzie wiszące pochodnie oraz pełno tajemniczych
zakamarków. Poruszając się po tych wszystkich dziwnie wyglądających
pomieszczeniach zdałam sobie sprawę z tego, iż jestem w nawiedzonym
budynku. Próbowałam wmówić sobie, że zmory, które widziałam na każdym
kroku są wytworem mojej wyobraźni. Nie byłam przecież w realnym świecie,
a wszystkie obrazy, które teraz widziałam to tylko wyimaginowana
rzeczywistość. Nie znajdując nic ciekawego przeszłam na zewnątrz tylnym
wyjściem. Ta część pola była natomiast doszczętnie wyniszczona. Chciałam
udac się do punktu wyjściowego, lecz nie pamiętałam drogi powrotnej i
zaczęłam błąkać się po martwej ziemi. Zawadziłam nogą o jakieś leżące
szczątki- raz, drugi, trzeci, a później czwarty. Kiedy ocknęłam się z
zamyślenia zauważyłam, że wszędzie dookoła mnie leżała padlina oraz
ludzkie trupy. Ogarnął mnie lekki niepokój, lecz szłam dalej. Wtem
poczułam, że coś uczepiło się mojego ramienia. Zimny pot spłynął mi po
plecach, odskoczyłam jak oparzona. Wtem ujrzałam jakiegoś chłopaka o
niebieskich włosach ubranego w czarny płaszcz oraz potężne buty.
Wyglądał na pół żywego.
Wyciągnął z kieszeni swojego płaszcza zegarek. Oddalałam się powoli, lecz ten rzekł nagle:
- Przed czasem nie uciekniesz, panienko.
- Przecież
ty nie żyjesz...- odparłam niepewnie przyglądając się uważnie
nieznajomemu z wielkim niedowierzaniem. On wzruszył ramionami.
- Widzisz
mój cień, rozmawiasz ze mną, więc na jakiej podstawie możesz stwierdzić,
że jestem osobą nieżywą? Teraz tak naprawdę to mało istotne. Dusza
ludzka jest nieśmiertelna, a czas wobec życia nie ma znaczenia.
- Ale jak to?
- Czas to
pojęcie względne. Dotyczy zarówno jednej minuty, jak i stu lat. Aby
zrozumieć zasadę życia wiecznego trzeba zadać sobie pytanie czym
właściwie jest czas. Jednakże nasza dusza zawsze pozostanie żywa i
niezmienna, bez względu na upływające lata. Tak samo jest z uczuciami,
ludzie umierają, lecz prawdziwa miłość żyje wiecznie bez względu na
wszystko. Dlatego czas i śmiertelność dla każdego mogą mieć różne
znaczenie.
W sumie miał
rację, nigdy wcześniej o tym nie myślałam. Musimy zaakceptować to, że
ludzie zostaną w naszych sercach na zawsze, nawet jeśli nie będzie ich
już w naszym życiu. Nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o kres ludzkiej
egzystencji, lecz głównie o obecność ważnych osób chociażby w moim
życiu. Czasem odchodzą, ponieważ czas zabiera ich w różne zakątki
świata. Często zastanawiam się co by było gdyby... lecz jaki w tym jest
sens? Raczej żaden, ponieważ czasu i tak się nie cofnie. Nawet, jeśli
bardzo byśmy tego chcieli. Trzeba zaakceptować to, co się już wydarzyło.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak istotną rolą odgrywa w
naszym życiu czas, a każdy interpretuje go sobie na swój własny sposób.
Po rozmowie z chłopakiem o niebieskich włosach zdołałam wydostać się
przez przejście do punktu wyjściowego.
Stałam
właśnie przed ostatnimi drzwiami. Bez chwili wahania otworzyłam je i
przedostałam się na wybrzeże. W przeciwieństwie do poprzednich miejsc, w
których byłam, tutaj otaczały mnie wręcz tłumy ludzi. Każdy przyszedł
na plażę aby prawdopodobnie po prostu spędzić wolny czas. Zaniepokoiło
mnie jednak to, że jak się później okazało była godzina 13:30, a nadal
panował zmrok. Aczkolwiek nikomu nie przeszkadzał ten fakt i tylko ja
jedyna dziwiłam się jak tak może być. Zdjęłam swoje adidasy i szłam
wzdłuż brzegu morza. Idąc tak bez celu dotarłam do małej rezydencji
otoczonej ze wszystkich stron różnymi ogrodami. Postanowiłam poszukać
tam czegoś ciekawego. Podążałam niepewnie przez wąską dróżkę gęsto
obrośniętą po bokach pnączami oraz kwiatami dzikiej róży. W końcu
zauważyłam nieopodal wejście do białego pałacyku. Gdy otworzyłam drzwi
nagle ujrzałam przed sobą chłopaka o czarnych włosach sięgających mu do
ramion. Ubrany był w ciemną koszulę oraz oliwkowe spodnie.
-
Przestraszyłeś mnie- cofnęłam się kilka kroków w tył, a moja twarz
momentalnie poczerwieniała z zawstydzenia. On jedynie uśmiechnął się i
zaprosił mnie do środka. Czas spędziliśmy na balkonie, który
przyozdobiony był różnymi pnączami. Mięliśmy widok na morze oraz plażę i
tak rozmawialiśmy bardzo długo.
- Właściwie
dlaczego o takiej porze nadal panuje zmrok?- spytałam. Brunet jakby
posmutniał i przez chwilę namyślał się, co mogłoby być najlepszym
wyjaśnieniem.
- Ponoć
nadzieja umiera ostatnia... nadzieja na wschód słońca. Problem w tym, że
jeśli na czymś za bardzo zależy, to wszystko czuje się dwa razy
mocniej. Haeven, tutaj nie ma nadziei na świt. A ja żyję w ciągłej
rutynie uświadamiając sobie jak wielkim byłem głupcem wierząc w lepszą
przyszłość. Poddałem się i przywykłem do tego.
- Lecz w
życiu istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. Bez
względu na to, pod jaką postacią ukryta byłaby twoja nadzieja. Należy
walczyć o lepszą przyszłość... o wschód słońca.
Nawet nie
zauważyłam jak łzy zaczęły powoli spływać mi po policzkach. Słowa
wypowiedziane przeze mnie miały sens, lecz z drugiej strony były one
częściowo sprzeczne do moich przekonań. Tym samym zaprzeczyłam swoje
wcześniejsze mylne twierdzenie, ponieważ dopiero teraz miałam rację i
zdałam sobie z tego sprawę. Przecież tak często tracimy nadzieję na
lepszą przyszłość, gdyż przedwcześnie uznajemy coś za stracone. Cały
czas popełniamy ten sam błąd. Nieznajomy zaprosił mnie do uczty, a nie
wypadałoby odmówić.
- Dlaczego tak bardzo chciałbyś zobaczyć wschód słońca?
- Ponieważ
jest to dla mnie symbol nadziei, którą z czasem utraciłem. Niespełnione
marzenia, wielkie ambicje, to wszystko kryje się pod banalnym wschodem
słońca. Gdyby kiedyś nastał świt byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na
tej ziemi. Mówię to od siedmiu lat, gdy kiedyś zobaczyłem jak jest w
świecie panowania słońca. Wtedy pojawiła się ta dziwna idea. To może
dotyczyć każdego człowieka, wszyscy bowiem mają jakieś nadzieje w swoim
życiu, mniej lub bardziej realne.
***
Wracając do
przejścia powrotnego, które znajdowało się gdzieś na plaży spostrzegłam
coś dziwnego. Znad horyzontu bardzo powoli zaczęło wyłaniać się słońce.
Cóż za zbieg okoliczności, nieznajomy chłopak zapewne teraz widzi ten
sam widok, co ja. Pomyślałam o nim i zatrzymałam się. Ten wschód słońca
był taki inny niż zazwyczaj w moim świecie. Mocno czerwony, wręcz
purpurowy odcień otaczał okolice, a gdy słońce wyszło znad horyzontu w
pewnym momencie zatrzymało się i pozostało tak nie zmieniając położenia.
Wtem pomyślałam, że mam jeszcze trochę czasu na powrót i udałam się do
pałacyku ,,człowieka z nadzieją". Weszłam tam bez pukania, ponieważ
chciałam zobaczyć się z nim natychmiast. Był jak zwykle na balkonie i
wpatrywał się w niesamowity blask czerwieni na niebie. Oboje
milczeliśmy, lecz to nam jak najbardziej wystarczyło.
- Świt w
moim świecie można zaobserwować raz na 468 lat. Czekałem na taki
widok...tak długo czekałem- powiedziawszy to chłopak zamknął oczy i
oparł głowę na moim ramieniu. Przestał reagować na cokolwiek...po prostu
zasnął ufając mi i zostawiając świat z nadzieją na lepszą przyszłość.
Po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. Wiedziałam, że mój czas tutaj
skończył się właśnie teraz, lecz chciałam pozostać przy tobie-
,,człowieku z nadzieją". Wtem uświadomiłam sobie kim jesteś, tak
właśnie... tym, do którego zwracam się pisząc tę historię. Wtem i ja
zasnęłam spoglądając już ostatni raz na tamten niesamowity wchód słońca,
którego nigdy wcześniej nie widziałam. Wyimaginowana rzeczywistość,
która tkwi jedynie w naszej podświadomości, nie czułam się dobrze między
realiami, a moją wyobraźnią. Są to dwie różne skrajności, jakby zupełne
przeciwieństwa siebie, lecz jedno pomagało mi zrozumieć drugie. Właśnie
w tym momencie musiałam opuścić swoją wyśnioną tułaczkę po świecie
niemożliwym.
***
Obudziłam
się pośród turkusowych krzewów oraz przy niewielkim strumyku. Dookoła
mnie znajdowały się ogromne grzyby, które świeciły się i błyszczały
swoim dziwnym blaskiem...chwila, znam to miejsce! To tutaj trafiłam gdy
spadłam z łóżka i to tutaj zobaczyłam tajemniczego chłopaka w kapeluszu,
który zaprowadził mnie do chatki. Był on również tym razem. Siedział na
skale i przygrywał cichutko na skrzypcach, a za nim wznosił się gdzieś w
oddali księżyc. Gdy zauważył, że otworzyłam oczy skończył grać i
podszedł bliżej. Zdjął swój kapelusz, z którego wyskoczył królik, a po
czym zaczął patrzeć mi prosto w oczy. To byłeś ty, znów osoba, do której
zwracam się w tej historii.
- JaeJoong- odparłam nieśmiało.
Nic nie
odpowiedziałeś, jedynie westchnąłeś. Wiedziałam, że ukrywałeś jakieś
emocje. Po chwili jednak przerwałeś nasze milczenie:
- Nie
poznałaś mnie... a to ja byłem wszystkimi pięcioma osobami, które
towarzyszyły ci podczas twojej wędrówki. Każdy nieznajomy posiadał jakąś
historię, która była powiązana z moim, jak i z twoim życiem. Blondyn
posiadał jedynie szczęście materialne, czyli coś, co jest zbyt małe aby
je osiągnąć. Szczęście materialne mentalne jest ważniejsze ponad
wszystko, lecz niektórzy zastępują je sobie czymś, co może być łatwo
dostępne. Uczyłem się na własnych błędach, a kiedyś pojęcie prawdziwej
radości zostało przyćmione przez dobra materialne. Później zacząłem
rozumieć, że nie na tym polega sens mojego życia. Przekonałem się na
jakiej zasadzie mogę być osobą waleczną. Będąc człowiekiem o długich
włosach doszedłem do wniosku, że najsilniejsza jest nasza inteligencja,
nawet, jeśli ciało byłoby słabe. Później nadeszło cierpienie, mimo to
wiedziałem, że nigdy się nie poddam. Z drugiej strony odczułem
bezradność gdy nie mogłem pomóc innym przetrwać ten gorzki smak
cierpienia. Nie wiem, co bardziej mnie bolało- bezradność czy wyrządzone
mi krzywdy. Następnie życie pokazało mi czym jest czas. Dla każdego
oznacza coś innego. Poza tym dochodzi kwestia ludzkiej śmiertelności,
gdzie dusza będzie żyć nadal bez względu na czas. To jedynie rzeczy
przyziemne takie jak ciało odchodzą w zapomnienie. Nauczyłem się
również, że nadzieja nadaje sens naszemu życiu. Zawiedzie nas zapewne
nie raz, lecz jest potrzebna aby wierzyć w siłę swoich oczekiwań
względem naszej przyszłości. Później poznałem dziewczynę imieniem
Haeven... ale ty mnie nie poznałaś. Znalazłaś mnie dopiero w ,,człowieku
z nadzieją". Często pytałaś się czy narysuję twój świat z mojej
perspektywy, ale nie potrafiłem przedstawić tego w takiej postaci. To,
co widzisz teraz obrazuje wszystko, czego narysować nie byłem w stanie.
Według mnie jesteś jedyną osobą, która zna moją duszę aż za dobrze. Twój
świat to surrealistyczny sen, do którego wracasz bardzo chętnie, aby
twoje prawdzie życie nie stało się koszmarem.
,,Liczyłam na to, ze pokażesz mi swój świat, lecz najwyraźniej jest on dla mnie niedostępny."
- Przedstawiłem ci swoją duszę, a ty mnie nie poznałaś.
- Zawiodłeś
się na mnie. Oczekiwałam od ciebie czegoś wielkiego, lecz nie
spodziewałam się, że twój świat będzie tak daleki od mojego. Więc czy
znam cię dobrze? Czy to ma sens?
Spuściłam
głowę w dół i zaczęłam się powoli oddalać. Nagle złapałeś mnie mocno za
nadgarstek, a następnie przyciągnąłeś do siebie. Poczułam się nieswojo.
Słyszałam jak cicho szepczesz mi do ucha moje imię, ale nadal nie
reagowałam.
- Haeven... a kim ja jestem dla ciebie?
-
Uzależniłam się- rzekłam prawie niedosłyszalnie, chociaż ty zdawałeś się
mnie zrozumieć. W tej chwili potrafiłam wyczytać z twoich myśli
wszystko- zwątpienie, strach, zdezorientowanie. Nie zdołałam wydobyć z
siebie już ani jednego słowa. Przecież znałam cię tak dobrze... coś
przyćmiło moją uwagę gdy znajdowałam się pomiędzy pięcioma różnymi
światami. A nieśmiałość sparaliżowała mnie do tego stopnia, gdzie nie
potrafię wyrazić swoich prawdziwych uczuć, które tłumię już tak długo.
Zdajesz się być uwięziony w moich pełnych nadziei snach.
- Co jest w
tobie aż tak mocnego, że wywarło we mnie tyle uczuć? Kim jesteś, jeśli
nie można o tobie przestać myśleć? Ja również zostałem zatruty
uzależnieniem od ciebie. Jeżeli rozumiemy się bez słów... proszę, niech
ta chwila trwa wiecznie.
Dla mnie
czas zatrzymał się właśnie teraz. Czy żyłam realiami? To było mało
istotne, wierzyłam, że nie pozostaniesz taki tylko w moich snach.
Gdy krople deszczu obmyły nasze twarze...
Powoli zamykałam oczy...
A deszcz nadal padał...
Jeśli jutro nie wyjdzie słońce...
Jeśli jutro ziemia nie obudzi się do życia...
Jeśli jutro nie wybudzę się ze snu...
...Bądź przy mnie.
A gdyby jutra nie było...
...Nadal będziemy tańczyć wśród kropel deszczu.
Właśnie tak, jak teraz.
Nadal będziemy czuć ciepło naszych ust...
Nadal będziemy żyć w mojej duszy.
O mój chłopak ;D
OdpowiedzUsuńFantasy trudno opisać, ponieważ daną przestrzeń należy przedstawić tak, by czytelnik potrafił to sobie wyobrazić. Niestety w tym opowiadaniu jest za mało szczegółów, akcja dzieje się zbyt szybko, autorka nie skupia się na dokładnych opisach. Sam pomysł bardzo fajny, ale za dużo tu idealistycznych postulatów o wierze, miłości i nadziei, przez co tak naprawdę wszystkie wnioski mieszają mi się w głowie i tak naprawdę nic z nich nie wyciągnęłam, po, jak wspominałam, jest tego za dużo. Ach, ja jak zwykle wszystko krytykuję, niech autorka się tym nie przejmuje zbytnio xd Ale podobają mi się niektóre porównania, są bardzo ładne, tak samo pomysł na opowiadanie też jest super! C:
OdpowiedzUsuńDziękuję za szczerą opinię.
UsuńZ chęcią dodałabym opisy, ale wtedy moja praca byłaby jeszcze dłuższa, a i tak już sama w sobie do krótkich nie należy. Musiałabym podzielić to opowiadanie na części, a tak szczerze nie miałam na to wtedy zbyt dużo czasu xd